sobota, 30 maja 2015

Ciepło aczkolwiek pochmurnie - Zadar, Chorwacja - Dzień pierwszy

Zadar (nie Ždiar jak mi się przez chwilę wydawało) to nadmorska i podgórska jednocześnie mieścina żywcem wyciągnięta w Polski w latach 90tych. Z jakiegoś powodu, zapewne w związku z tym, że głównym źródłem dochodu mieszkańców jest turystyka, ląduje tam Ryanair. 

Tak więc w maju za jakieś 100zł można dostać się tam z Oslo. Doliczając bilet Warszawa-Oslo za 40zł wciąż wychodzi niewiele za wycieczkę do Chorwacji. Ja chciałam dostać się do Montpellier i, co dość zaskakujące, trasa Oslo-Zadar-Marsylia-Montpellier wychodziła taniej niż Oslo-Paryż-Tuluza-Montpellier, tak więc wpadłam tam na trzy dni właściwie "po drodze".

Ale od początku...


Przede wszystkim byłyśmy we dwie i to był zdecydowany plus. Dla Eweliny krótkie wakacje, dla mnie punkt przesiadkowy na trzy noce - zdecydowanie wystarczające - z których dwie spędziłyśmy w pokoju z Airbnb. Samolot o 6:40, pobudka o 3:00, mamy więc mnóstwo czasu po drodze. Polecam książkę lub dobrą playlistę. Lądujemy o 9:20, autobus z lotniska do centrum się psuje (czujemy się jak w domu, nic nie psuje wakacyjnego humoru) i z półgodzinnym opóźnieniem przed nami właściwie cały dzień po tym, jak ulokujemy torby w pokoju.


No i tu się zaczęły schody, bo przede wszystkim w Chorwacji właściwie nikt nie mówi po angielsku, a poza tym nigdzie nie można zapłacić kartą. Poważnie, nawet w restauracji proszą o wypłacenie gotówki w najbliższym bankomacie. Tak więc obowiązkowa jest gotówka na cały pobyt.

Bilet z lotniska do centrum to 25 kun. Jednorazowy bilet autobusowy to 10 kun.
Bułka w piekarni kosztuje około 6 kun, a kajzerka w sklepie 0.5 kuny. Generalnie można uznać, że ceny w supermarkecie są takie jak w Polsce, może delikatnie niższe. 


W temacie pokoju - do dziś nie jestem pewna, czy zrobiłyśmy na nim najlepszy interes. Przede wszystkim zajęło nam trochę jego znalezienie, a od centrum miałyśmy 30 minut pieszo. Jeżeli chodzi o ceny to przypuszczam że po większym trudzie znalazłybyśmy coś podobnego bliżej plaży, chociaż hostele są tam zaskakująco drogie (ceny nawet porównywalne do Paryża).

To, co trzeba jednak przyznać temu miejscu to przemili gospodarze, którzy przywitali nas domową wiśniówką, zestawem map i porad oraz możliwością zostawienia walizek kiedy chcemy i na ile chcemy. Z resztą zostajemy tu na dwa dni, nie na dwa tygodnie. Jest w porządku.

Przyglądając się okolicy zauważamy od razu, że domy nie są wykończone, podwórka w połowie zadbane. Zadar jest na pograniczu wsi i małego miasteczka.


Z optymizmem wychodzimy do centrum i odkrywamy, że jest raczej chłodno i pochmurno, ale to jednak maj. Generalnie podczas naszego pobytu Ewelina nie doświadcza opalania, ale ja owszem, czyli nie jest najgorzej.

Tak jak już mówiłam, wszędzie trzeba płacić gotówką. Ceny w restauracjach nie są aż tak niskie jak się tego spodziewałyśmy, ale za to porządnie się najadamy w a'la włoskiej restauracji i jesteśmy gotowe na przetrwanie kolejnego dnia na kanapkach.

Jest za to jedno przesympatyczne miejsce na kawę tuż przy moście łączącym stare miasto z centrum. Żywcem wyjęte z PRLu, oferujące kawę za 10 kun, gdzie obsługuje pani, która wydaje się kochać swoją pracę, bo wita nas ze szczerym szerokim uśmiechem. Cafe bar zaznaczam na mapie Google.


W międzyczasie zwiedzamy. Przydaje się TripAdvisor, który wspomina o Morskich Organach, bramie miasta, The Greeting to the Sun. Organy grają 24 godziny na dobę i rzeczywiście zaskakują, chociaż po dłuższej chwili mogą być irytujące, nie spędzi się przy nich na pewno całego dnia. Z kolei instalacja świetlna z bateriami słonecznymi włącza się po zachodzie słońca i sama zdziwiłam się, jak bardzo przyciąga uwagę.

Spacerujemy jeszcze chwilę i wyruszamy w poszukiwaniu sklepu na zakupy na jutro.


Nie wspomniałam jeszcze, że na każdym rogu znajduje się piekarnia (jak w domu!), więc co chwila konsumujemy tanie słodkie bułki i pączki. Perfect!

Dość wcześnie idziemy spać, żeby następnego dnia wstać na poranny autobus do Parku Narodowego Jeziora Plitvice i tam zaczyna się zabawa.


O dniu w Parku Narodowym i ostatniej nocy piszę w poście: Park Narodowy Jeziora Plitvice i lotnisko, Chorwacja - Dzień drugi i trzeci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz